Ego, moje małe, zagubione i niepewne siebie, Ego.
Kocha mnie bezwarunkowo,
próbuje swoimi sposobami
mną się opiekować.
Jak tylko potrafi, podpowiada i rozwiązuje moje problemy.
Jest jak małe dziecko, bezbronne i zalęknione.
Już nie próbuję go zagłuszać i stłamsić.
Nie uciekam od niego i nie walczę.
Pozwalam mu być. Być i mówić do mnie co tylko chce.
Moja akceptacja rozrasta się do rozległych rozmiarów,
głębokich zakamarków mnie samej.
Akceptuję, absolutnie akceptuję moje małe ja , które zawsze chce dla mnie dobrze.
Im więcej akceptuję, tym więcej widzę. Oglądam z każdej strony, przyglądam się jego strukturze. Widzę, czuję i toleruję.
Już nie wylewam morza miłości na moje Ego,
ale i nie otaczam go zainteresowaniem.
Miłość jak wszystko tu na tym świecie jest również programem, który mocno trzyma, więzi w okowach materii.
Nie trzymam się niczego, nie ekscytuje się niczym.
Wszystko to sztuczki materii, która mami i rozrasta się do monstrualnych potworów.
Cóż jeszcze potrzebujesz tutaj zrobić?
Jak jeszcze powinieneś się spełnić?
Kogo jeszcze zbawić, komu jeszcze zadośćuczynić?
Ile jeszcze potrzebujesz dostatku mamony?
Ile jeszcze w małości szukasz na zewnątrz uzupełnienia?
Uzupełnienia pustki, drugim człowiekiem.
Ile jeszcze pragnień uznania,
załatania pustki gotówką na koncie,
żebrania o pochwałę przełożonego,
czynienia dobra…
Szukania miłości, która wszystko zbawi…
To wszystko pułapki, pułapki, które nigdy się nie kończą.
To Ty sam musisz powiedzieć – dość.
I wynurzyć się jak Feniks z popiołu.
Czysty, nagi i bezwarunkowo wolny od materii.
…………..
Elusia