A ja znów o tym czerwcu. Nie, nie jest to mój najpiękniejszy miesiąc w roku, jest tak piękny, jak inne miesiące, jest inny, wyjątkowy. Rozkoszuję się długimi dniami, mniej śpię, bo zimą to odeśpię ( tak, tak, jeśli zimą nazbieramy energii, a i dłużej będziemy spać- z racji bardzo krótkich dni, latem nam się to odwdzięczy).
Zachwycam się moim ogrodem, mnogością i przeróżnością kwiecia, ciągle coś pielę, przesadzam, warzywa się za to odpłacą 🙂 i cieszę się każdą chwilą przepełnioną słońcem, ciepłym powiewem wiatru i radosnym preludiom ptaków.
Tudzież jaśminu kwiaty wabią swym ciężkim, ale jakże rozkosznym zapachem, tu stare odmiany róż zapraszają do urzekającej woni, a na skraju piwonie, jak malowane, delikatnie pachnące…
W pobliżu, przy lesie na stawach gromadka łabędzi z dumnymi rodzicami, ach, jakie one są piękne! A w oddali kaczki i i puszyste ich młode. Wieczory rozkrzyczane przez żaby… z czarującą wonią maciejki. I jeszcze ta noc świętojańska… no same czerwcowe cuda 😉
Noc świętojańska związana jest z letnim przesileniem Słońca, gdy to w najkrótszą noc w roku, pogańscy Słowianie obchodzili swoje uroczystości. Kościół katolicki, nie mogąc wykorzenić corocznych obchodów spróbował zasymilować święto „ Nocy Kupały” z obrzędowością chrześcijańską chrztu św. Jana.
W wyniku zakazów i kar obchody nocy Sobótki zaczęły stopniowo zanikać, by w drugiej połowie XVI stulecia, wraz z nadejściem epoki głoszącej powrót człowieka do natury, tego co dawne, pierwotne, na nowo się narodzić.
Znacie „ Pieśń świętojańską o sobótce Jana Kochanowskiego?
…„A teraz ten wieczór sławny
Święćmy jako zwyczaj dawny:
Niecąc ognie do świtania,
Nie bez pieśni, nie bez grania.”…
Święto czerwcowe to gloryfikowanie ognia, wody, słońca i księżyca. To wiara w urodzaj, płodność, radość i miłość. To nasze cudowne święto, takie polskie, takie słowiańskie. Natura daje przecież tyle radość, tyle rozkoszy, czemuż nie cieszyć się jej darami, nie umilać sobie życia, radując się od tak, po prostu, że jesteśmy jej częścią 🙂