Wspomnę dzisiaj o błonniku, który jest bardzo ważnym elementem w naszej diecie. Nie trawimy go, to pewne, a lata wstecz pozbyliśmy się go zupełnie z pożywienia. No i zrobiliśmy sobie białą mąkę, biały ryż, biały chleb…Ba! dobrze, że z warzywami i owocami nie eksperymentowaliśmy 😉 Aż tu nagle ( nauka naprawdę zmienia się diametralnie i często nie ma co na niej polegać), okazało się, że ten śmieszny błonnik, którego tak pieczołowicie chcieliśmy się pozbyć, jest naszym bohaterem! A po cóż on? A choćby po to, by podkręcić metabolizm i usunąć toksyny. A już jak powiem, że oszukuje głód, to na pewno Was do niego przekonam 🙂 Jego działanie probiotyczne jest nieocenione, ponieważ pobudza rozwój prawidłowej flory bakteryjnej. Dzięki błonnikowi rozmnażają się w jelitach dobroczynne bakterie, które wspomagają organizm w usuwaniu stanów zapalnych. O zdrowych jelitach już pisałam, wspomnę tylko, że właśnie tam ( w jelitach) tworzy się serotonina- hormon szczęścia. Najlepiej spożywać błonnik w przeróżnych postaciach zbóż, warzyw i owoców, ponieważ rozmaitość nie dopuszcza do unicestwiania mikroflory. Wiele frakcji błonnikowych pęcznieje w naszym układzie pokarmowym, i tu mamy odpowiedź, dlaczego jesteśmy szczupli, mniej jemy i czujemy się szybciej syci. Mamy też doskonałą ekipę sprzątającą, która to wymiata wszystkie resztki i nieczystości z układu pokarmowego. Są i takie, które przechodząc do jelita grubego odżywiają dobroczynne bakterie, polepszając wchłanianie składników mineralnych z pożywienia, zmniejszając indeks glikemiczny oraz wpływając na obniżenie cukru i cholesterolu we krwi. Pamiętajmy, że zmiana diety na pełnoziarnistą, wysokobłonnikową musi być stopniowa, ponieważ duże ilości błonnika dla początkujących mogą objawić się bólami i różnymi dolegliwościami ze strony układu pokarmowego.
Co powiecie na błonnik rzodkiewkowo- szparagowy. Cieciorka, która ma mnóstwo błonnika, zawiera jeszcze sporo białka. No i jak tu nie kochać kuchni roślinnej 😀