Fasolka szparagowa, bo o niej dziś mowa, ma naturę termiczną neutralną i słodki smak. Jest warzywem i świetnie odbudowuje płyny Yin, czyli wszelkie płyny w organizmie. Skutecznie wzmacnia śledzionę- trzustkę oraz nerki. Zalecana dla cukrzyków, pomocna przy ciągłym uczuciu pragnienia, właściwa przy upławach i biegunkach. Doskonale sprawdza się przy letnich upałach i nie tylko.
Jest bogatym źródłem kwasu foliowego, bardzo potrzebnego kobietom ciężarnym, a duża ilość błonnika sprzyja osobom z nadwagą. Fasolka szparagowa jest skarbnicą żelaza, potasu i fosforu. Ponadto zawiera magnez oraz beta-karoten.
Szparagówka działa moczopędnie, dzięki czemu przyspiesza usuwanie kwasu moczowego z organizmu, co wspomaga chorych na artretyzm oraz przy dolegliwościach nerek czy pęcherza moczowego. W dodatku fasolka stymuluje prawidłowy przepływ moczu, a to z kolei pomaga organizmowi pozbyć się toksyn z organizmu. Żeby nie było za mało, zawiera związek zbliżony budową do żeńskich hormonów, które obniżają częstotliwość uderzeń gorąca, występujących podczas menopauzy. A zawarte przeciwutleniacze, witamina B6 i ryboflawina skuteczne wspomagają układ krążenia.
Nie należy jeść surowej fasolki. Białko, szkodliwe dla zdrowia zawarte w fasolce szparagowej, zostaje skutecznie zneutralizowane po ugotowaniu.
A o jajach poczytacie TU.
Kochani, szakszuka nie jedno ma imię. U mnie zmodyfikowana fasolką szparagową i powiem szczerze, danie wyszło pyszne i niecodzienne, pomimo codzienności fasolki szparagowej, którą staram się codziennie inaczej podać. Obrodziła w tym roku i jakoś naraz owocuje, pomimo odstępu czasowego, w jakim ją siałam. Ale jak widzicie wyżej, jest naprawdę uzdrawiająca, a i sezon szybko się na nią kończy. Kiedyś wekowałam ją skrupulatnie, ale wiem już z doświadczenia, że w chłodne dni ma się ochotę na solidniejsze dania, więc wtedy zdają egzamin suche fasole i grochy 😉